Jedziemy dalej. Przejeżdzamy przez tereny, gdzie jeszcze 50.lat temu szalała mucha tse-tse, wybijając nieuleczalną do dziś śpiączką całe wioski. Botswana i Namibia w pewnym momencie rozpyliły na całym zagrożonym terenie silne środki (pewnie DDT?), co prawda toksyczne dla innych stworzeń, ale niszczące muchę. Ale zaczyna pojawiać się znowu, pokazano nam dwie ...
Wzdłuż całej północnej granicy Namibii nie widać koni - osły, w przeciwieństwie do koni odporne na śpiączkę, są za to powszechne.
Podczas niedzielnej jazdy główną drogą zauważyliśmy polskie flagi - jedną odwróconą - na płocie. Zapytana dziewczyna potwierdziła, że prowadzący mszę katolicki ksiadz jest Polakiem. Kościół był polowy, dwa stare namioty chroniły przed słońcem, klękało się na piasku. Eleganccy mężczyźni siedzieli z przodu, kobiet było niewiele. Wszyscy śpiewali pełnym głosem do rytmu tam-tamów, a "po górach, dolinach" śpiewaliśmy razem. Do końca koncelebrowanej mszy miało być pół godziny. Potem zaczęto z wielką pompą wręczać skromne nagrody - śpiewów, braw i tańców było przy okazji mnóstwo. Dwukrotnie delikatnie pytaliśmy, jak długo to potrwa - raz usłyszeliśmy, że za kilka minut, raz ze to już koniec. Ale zaczęły się kwieciste przemowy .... po dwóch godzinach wyszliśmy.
Tak oto nie porozmawialiśmy z rodakiem.
Namibia to pierwszy kraj na świecie, który wpisał ochronę przyrody do konstytucji. 111.lat temu powstał ich pierwszy park narodowy - Etosha. Kilkakrotnie okrajany, dziś ma ponad 22.tysiące km kwadratowych, czyli więcej niż Warszawa z przyległościami. To główne miejsce, gdzie przyjeżdżają turyści, żeby zobaczyć zwierzęta - żyje tu ponad 200.lwów, a liczebność niektórych ze stad antylop, które widzieliśmy, wyrażała się liczbą czterocyfrową. Tym niemniej jest to najbardziej turystyczne z miejsc i dlatego -pominąwszy pierwszy raz - zastanawiamy się, czy tam jechać.
Jednakże to tutaj kiedyś widzieliśmy zaloty lwa i lwicy ... tu spotkaliśmy trzy gepardziątka czekające na mamę i posiłek ...
Ogromne stada gnu i zebr widzi się co chwilę. Jeszcze częściej springboki. Jest mnóstwo strusi i elandów, wiele słoni. Tym razem udaje nam się po raz pierwszy zobaczyć bialego nosorożca (czarnego widywaliśmy kilkakrotnie w górach Grootberg) i dwa szakale czarnogrzbietowe, znacznie większe niż normalne.
Nosorożec biały, jak nazwa wskazuje, nie różni się od czarnego kolorem, tylko wielkością - jest znacznie większy. Wymaga bardziej wilgotnej trawy, stąd ma szerszy pysk, ułatwiający jej zjadanie.
Z Etoshy jedziemy na pólnoc. Tuz zamieszkuje grupa etniczna Ovambo, stanowiąca ponad 50% ludności tego kraju. Domy są najczęściej murowwne, oprócz dominującego pasterstwa widać rolnictwo i usługi. Ot, taka Polska wczesnych lat 90-ttych, przeniesiona w tutejsze warunki klimatyczne ....
Jedziemy nad rzekę Kunene, długości Wisły, będącej granicą między Namibią i Angolą. Droga jest przecudownym doznaniem dla miłośników jazdy bocznymi drogami - przejazd z Doliny Pięciu Stawów do Morskiego Oka przez Świstówkę to chyba stosowne porównanie. W rzece mieszkają krokodyle - piękne w porównaniu z ich pobratymcami, które widzieliśmy w innych miejscach, bo szarozielone a nie szare. Sporo zielonych koczkodanów i pawianów. Przekraczamy na chwilę nielegalnie granicę z Angolą, kraju pozbawionego zwierząt wskutek wojny.
Docieramy do Epupa Falls, przepięknych wodospadów na Kunene, ciągnących się na długości kilometra. Najwyższy ma prawie 40m. wysokości. To bardziej dla nas urzekające miejsce, niż Fish River, a nawet niż Wodospady Wiktorii. Na piaseczku naxkońcu wodospadów widzieliśmy ogromną ilość przeróżnych śladów węży. Wokół wodospadów roztaczają się góry, a po obu stronach granicy mieszkają ludzie Himba. To ludzie poligamiczni, ale wierni swojej nacji, co chroni ich przed AIDS, które w Namibii przekracza 20% populacji. Ich mężczyźni coraz częściej zakładają spodnie, ale cenią kobiety jako ostoję tradycji. Kobiety zamiast mycia okadzają się kilka razy dziennie ziołami - skutecznie, bo pachną pięknie. Tradycyjne okrągłe chatki coraz częściej zastępuje się prostokątnymi. Ale zasada rodzinna jest prosta i logiczna - po jednej chatce dla każdej z żon, jedna chatka dla męża, jedna dla dorastających dzieci, jedna to spiżarnia, jedna dla potrzebujących zwierząt. Wszystko otoczone - lub nie - płotem. Pierwszą zonę wybiera/organizuje mężowi matka, kolejne - pierwsza żona.
Himba, lud pasterski, z założenia żywi się pochodnymi krowy, głównie mlekiem. Masło wymieszane z lokalnym czerwonym piaskiem lub utartą czerwoną skałą piaskowca, czyli ochrą, daje kobietom ich unikalny, piękny wygląd.
Nie jest problemem porozmawiać z rodziną w wiosce Himba - to jest tylko kwestia pewnej delikatności i spokoju podczas wstępnych rozmów lub dobrego przewodnika. Poprzednim razem wraz z jedną z Sióstr miałyśmy nawet okazję zasięgnąć porad u renomowanego szamana - zostałam pogoniona, jako zdrowy osobnik, tym niemniej techniki diagnostyki - obserwacja potu pod założoną gumową bransoletką, rożnica pulsów na obu rękach, bardzo przypominały chińską diagnostykę. Wtedy też mieliśmy okazję obserwować obrzęd zabezpieczania dziewcząt przed duchami.
Tym razem inny szaman o ciepłym spojrzeniu i wyjątkowo ciepłym odnoszeniu do żon diagnozował mnie nie tylko przy pomocy pulsów, ale też oznaczając mi miejsca energetyczne, znane z akupunktury, popiołem. Analiza stanu popiołu pozwoliła mu na wyciagnięcie wniosków, źe nie ma we mnie złych duchów. Kokosz jest nieczuły na takie rzeczy.
Przy wielu wioskach widzimy poletka kukurydzy.
Wzdłuż rzeki rośnie wiele palm, głównie daktylowych i macadamia.Niektóre pozornie uschnięte, bezlistne, mają w sobie jeszcze około 80.litrów słodkiego wina palmowego. Miłośnicy tego trunku wspinają się na szczyt, bo stamtąd najłatwiej zaczerpnąć trunku ... tylko po wypiciu paru litrów trudno zejść ... tak już niejeden zakończył żywot człowieka poczciwego.
Tym razem znany z poprzedniego pobytu przewodnik (pamiętaliśmy o prezentach dla niego) prowadzi nas do wioski oddalonej od najbliższego sklepu o 40.km, a od najbliższej drogi 4X4 o 10 km. Jedziemy przez busz drogą dla osłów - kamienistą, skalistą, czasem przecinającą rzekę z ostrym podjazdem na skarpę. Mamy wątpliwości, czy już tędy jechał jakiś samochód ... Drapią nas akacje, a boczne i przednie przechyły sięgają trzydziestu stopni. Widać, że wioska jest bogata - otacza ją mocny i wysoki płot z liści palmy, dookoła widać duże stado bydła i kóz. Duże, znacznie większe niż typowe okrągłe chaty. Ogromna, mająca około 200.metrów kwadratowych ogrodzona zagroda dla zwierząt znajduje się wewnątrz zewnętnrznego płotu. Osiemdziesięcioletni Pan Właściciel wita się z Kokoszem typowym afrykańskim uściskiem ręki i kurtuazyjnie proponuje wymianę żon. Z zachwytem patrzę na trzy prześliczne i znacznie od swojego męża młodsze żony Nestora - ja bym się na miejscu Kokosza zgodziła ... Rozmowa toczy się dzięki przewodnikowi, nikt z wioski nie zna słowa po angielsku. My profilaktycznie uczymy się dwóch lokalnych: moro - dzień dobry i okuhepa - dziękuję. Akurat dwóch żonatych synów przyszło z wizytą - trzeci, dorosły i nieżonaty, co można poznać po charakterystycznej czuprynie, siedzi i rozmawia z ojcem. Niewielu jest Himba w zaawansowanym wieku, choć w poprzednim pokoleniu było wielu stulatków. Choroby weneryczne ... Pozostali nieletni synowie i córki są z matkami. Jedna z nich ma bliźnięta ... z ciepłem patrzymy, jak dzieci z naturalnością współzajmują sie młodszymi. Mąż spędza noc z każdą żoną po kolei ... w wolne od męża noce co młodszym żonom przerywają samotność sąsiedzi. Wokół koty, które polują na liczne tu węże, psy, kwoki z kurczętami .... wszystkie czyste i zadbane, choć w ogrodzeniu dominują bydlęce kupy. Dziewczęta nie mające jeszcze okresu też są łatwo rozpoznawalne ze względu na fryzurę. A fryzury mężatek są dopiero imponujące - przeczesuje się je co kilka miesięcy i trwa to wiele godzin. Podziwiamy wnętrza chat, wyłożonych skórami, z podziałem na część damską i męską. Bez problemu mieścimy się tam w kilkanaście osób. Do przykrycia służą koce - witaj, cywilizacjo! Zioła do okadzania i maści do smarowania znamy z poprzednich pobytów - dziś podziwiamy stroje narzeczeńskie, małżeńskie ... codzienna żywność to kasza oraz mleko i jego pochodne, w święta mięso. Robimy zdjęcia i pokazujemy na bieżąco - co wywołuje podziw, ale kręcone telefonem filmiki robią prawdziwą furorę.
Byliśmy też na lokalnym cmentarzyku. Cmentarzyku, bo to czysto rodzinne miejsca, choć tylko po linii męskiej. Jeszcze niedawno chowano zmarłych w pozycji siedzącej, łamiąc czasem stawy znalezionym zbyt późno. To kwestia praktyczna - ciężko się kopie w twardej ziemi. Grób był przykryty kamieniami, w obawie przed zwierzętami, a żałoba trwa rok. Dziś coraz częściej pojawia się pozycja leżąca i imienna tablica nagrobna. Groby osób znaczących oznaczało się rogami kastrowanego bydła, specjalnie szlachtowanymi na tę okoliczność. Mięso zwierząt oddawano drapieżnikom.
Po roku kończy się żałoba, rodzina zdejmuje specjalne stroje i przestaje odwiedzać grób. Specjalna uroczystość wieńczy przejście ze świata zmarłych do świata przodków, z których wiedzy można czerpać przy najważniejszym ognisku w domostwie.
Cmentarze są dla dorosłych. Groby małych dzieci są koło domu, a zmarłych najmłodszych pali się w rytualnym ognisku.
Coraz większy wpływ na Himba mają chrześcijanie.
Choroby Himba mogą być spowodowane przez trzy przyczyny: wewnętrzną - pomagają zwykle zioła; mechaniczną - jak nie pomoże tradycyjna medycyna, pozostaje szpital; i duchowa, czyli rzucenie czarów, co jest częstsze, niż moglibyśmy się spodziewać.
Czarnoksiężnicy i wiedźmy swoją wiedzę i moc uzyskują przez urok innego złego mocodawcy. Chroni przed tym dobra moc, na przykład chrześcijanstwo. Ale to nie znaczy, że w słabych chwilach wiedźmin nie może nasłać zlej mocy i nas zabić - ale dobra moc może przekierować zło gdzieś w nieokreśloną przestrzeń lub ją osłabić.
To znacznie bardziej skomplikowane, niż my jesteśmy w stanie pojąć.
Strona główna
Namibia nasza miłość cz.2
Tekst: Kajka wspierana przez Kokosza
Zdjęcia: Kokosz wspierany przez Kajkę
Przejeżdzamy przez Damaraland. Niestety, tylko przejeżdżamy. Znamy na szczęście tą piękną górską krainę z poprzednich podróży. Szerokie doliny, czerwone wzgórza, góry stołowe i stożki wulkaniczne porośnięta rzadko roznącymi drzewami i baobabami, ze spotykanymi co jakiś czas zwierzakami warte są poświęcenia dłuzszego czasu. To tutaj pogoniła nas samica nosorożca czarnego z młodym, aż sposobem Tomka Wilmowskiego skakaliśmy w krzaki ... to tutaj stary samiec słonia górskiego (mniejszy niż sawannowy, o mniejszych stopach) gonił nasz samochód, a stado słonic z mlodymi bało się przejść o zmierzchu przez nieruchliwą drogę ... tutaj znaleźliśmy miejsce, gdzie stąpaliśmy po leżących na ziemi agatach ... tu muszę wspomnieć, że Namibia ma mnóstwo bogactw naturalnych, w tym 32.minerały które występują tylko tutaj. I w dodatku starannie tym gospodaruje.
W Damaralandzie jest miejsce światowego dziedzictwa narodowego Twyfelfontein, w którym podziwiać można i należy petroglify, głównie zwierząt, wykonane tysiące lat temu przez Buszmenów. W pobliżu jest też miejsce zwane Organ Pipes, w którym wylewna magma utworzyła doloryty o ostrych jak nóż, pionowych krawędziach, przypominających piszczałki organów.
Widzimy zebry, bardziej żółte i mniejsze niż sawannowe, kilka dużych rodzin żyraf w różnym wieku, ale też proporcjonalnie mniejszych. O antylopach wszelkiej maści i wielkości nawet nie wspominam.
Na zachód od Damaralandu znajduje się Wybrzeże Szkieletów. To pustynne, zasolone i pozbawione prawie w ogóle żywych mieszkańców zawdzięcza swą nazwę efektom rozbitych statków portugalskich. Silny prąd morski, skierowany na północ, płycizny i kompletna nicość tego terenu oznaczały jednoznaczny koniec dla rozbitków. Dziś wiedzie tędy droga wznacznej części solna, prowadząca przez Park Narodowy i należąca do elitarnego grona światowych dróg ekstremalnych. Nie jest ona zresztą specjalnie trudna, jej ekstremalność wynika raczej z niezwykłości warunków. Śliska, czasm piaszczysta droga, którą przejeżdża kilka samochodów dziennie ... my spotkaliśmy jeden ... oczywiście na odcinku kilkuset kilometrów łaczności telefonicznej i netowej brak. Tym razem drogę przebywamy w odwrotnym kierunku, niż poprzednio. Wielokrotnie nie wiemy, czy widzimy wydmy czy fatamorganę ... mgłę, wodę, kurz za jadącym samochodem czy miraże ...
Przy wjeździe strażnik powiedział nam, że Polacy są tu często spotykani.
Już poza Parkiem Narodowym, od południowej strony, znajduje się zatoka, do której prąd oceaniczny zagania ogromne ilości ryb. Z tego też względu foki urządziły na brzegu zatoki miejsce urodzin i wychowywania młodych. Ich ilość szacuje się nawet na sto tysiecy ... matki wolają dzieci, dzieci wołają matki ... Grudzień jest miesiącem misterium urodzin i jednocześnie zapładniania samic przez pięciokrotnie większych samców. Ciąża zamiera na cztery miesiące, a gdy urodzone już młode zaczynają polować, ich młodsze rodzeństwo zaczyna się rozwijać w łonach matek.
Tuż obok Cape Cross, bo tak nazywa się focze miejsce, postawiono pomnik upamiętniający postawienie na tej ziemi pierwszych kroków przez portugalskiego odkrywcę, Diogo Cao, w 1484r. Napis na XIX-wiecznym pomniku podaje imponującą informację, że stało się to w 6685. lat po stworzeniu świata. To ilośc lat rzadko podawana, a wyliczona przez któregoś z biegłych w Piśmie Świętym hiszpańskich zakonników.
Jeszcze tylko okolice Swakopmund, gdzie na Pustyni Namib kręcono i kręci się filmy ze względu na niesamowite krajobrazy ... i welwiczia ... męska i żenska ...
Na samo pożegnanie pustynia sprezentowala nam przecudowny spektakl - dwa kozły springboków bijące się o stadko samic.
To się nazywa - pożegnanie z Afryką.
Spotykamy wielu południowoafrykańczyków na wakacjach. Tym, czym odróżniają się od Europejczyków, jest otwartość. Łatwo rozpoczyna się i prowadzi z nimi rozmowę, nie tylko na banalne tematy. Myśmy chyba gdzieś zgubili tą piękną umiejętność ...
Najeździliśmy się samochodem 4X4 po bocznych drogach i bezdrożach po kokardy. Taka jazda to wielka przyjemność.
Używanie googlowskich map jest w takim terenie mocno zawodne - czasem drogę przecina prywatna, zamknięta bramka a objazd ma 90.km, czasem cel jest w innym miejscu, a czasem mapy nie pokazują najkrótszej i najlepszej drogi. My korzystaliśmy ze wszystkich dostępnych nam źrodeł, od map drukowanych i przewodników zaczynając, na "końcu języka" kończąc.
Jedynie w samolocie spotykaliśmy rodaków, ale w wielu miejscach słyszeliśmy ciepłe słowa o naszej nacji, wypowiadane w kontakście niezatracenia podstawowych wartości i niegonienia tylko za pieniędzm, w przeciwienstwie do Zachodniej Europy. Znany Polak to Lewandowski a skojarzenie historyczne - "podobno zginął Wasz Prezydent w katastrofie".
Spotkaliśmy też eleganckiego mężczyznę z plemienia Herero, który pochwalił się znajomością kilku polskich słów, których nauczyli go nasi rodacy. Niestety, była to kwiecista "wiązanka".
Jesteśmy jak szczęśliwe dzieci - brudni, podrapani w buszu, pogryzieni przez komary, z rozbitą jedną nogą.
Najedliśmy się dziczyzny - antylop i strusi. Ale i krowie mięso smakuje tu doskonale, bo zwierzęta chodzą wolno po pastwiskach. Spróbowaliśmy też zupy ogonowej zrobionej ze świeżego ogona. Wodę, wszedzie gdzie nie zaznaczono wyraźnie inaczej, piliśmy z kranu.
Namibia to wspaniały kraj dla tych, którzy potrafią żyć bez cywilizacji. I chcą pobyć sam na sam ze sobą "w pięknych okolicznościach przyrody", bez wszystkich śmieci medialnych.
Navigare necesse est.